
Praca zespołowa - efektywna firma z ludzką twarzą
Czas czytania 7 minut
Zespół Projekt Odpowiedzialność Blogzarządzanieprojektami Efektywność Zarządzanie Sukces Zarządzanie Projektami
Praca zespołowa. Temat bardzo powszechny, wpisywany w kategorię oczywistości, ale nadal sprawiający spore trudności. Wobec tego, jak to jest z tą pracą zespołową? Jak do niej podchodzić i jak nią zarządzać?
Każdy, kto choć przez chwilę pracował w mniejszej lub większej organizacji, nieważne, czy w sektorze publicznym, czy prywatnym, doskonale wie, jak to jest pracować w zespole. Z jednej strony – gra do jednej bramki, wspólne cele i interesy, z drugiej strony – podziały, rywalizacja, podkładanie świni i inne mniej przyjemne rzeczy. Możemy być w bardziej, bądź mniej zgranych zespołach, ale mimo wszystko zawsze mamy do czynienia z układami, relacjami.
Dzięki oderwaniu się od sztywnych firmowych ram, właśnie mam okazję stanąć z boku i podsumować moje obserwacje z ponad 16 letniej obecność w różnorodnych zespołach, firmach. Oczywiście nie twierdząc, że wiem już wszystko o tym, jednak mam trochę przemyśleń.
(Nie)naturalna selekcja
Pierwsze, co przyszło mi na myśl w kontekście pracy zespołowej, to sposób w jaki zespoły są zazwyczaj budowane. Teorii w tym zakresie powtarzać nie będę, przejdę do praktyk, jakie są stosowane. Firmy stosują różny klucz.
Jedne skupiają się na tym, aby pracownicy, a tym samym członkowie działów i zespołów, w których mają pracować, mieli wymagane umiejętności, kwalifikacje, certyfikaty. Trochę jak trybiki w maszynie – ja potrafię to, a ty robisz tamto, jak dobrze się zgramy, to będziemy chodzić jak szwajcarski zegarek. Ma to sens? Ma. Sukces zespołu, to też sukces odpowiedniego doboru kompetencji.
.png)
Źródło: Photo by Irina Nalbandian on Unsplash
Jednak z drugiej strony ważny, o ile nie najważniejszy jest tzw. czynnik ludzki. Dotyczy on tego w jaki sposób nasz sukces jest warunkowany przez to jacy jesteśmy, jakie mamy postawy i podejścia, lęki, uprzedzenia, kompleksy, strefy komfortu, naturalne umiejętności społeczne itd. itp.
Jest bardzo wiele metod, szkół i sposobów aby to odkrywać. Ja w swoim zawodowym życiu byłam badana co najmniej trzema narzędziami określającymi predyspozycje do pełnienia danej roli:
· Test Belbina
· Extended Disc
· Test Gallupa
Krótko opowiem o każdym z nich.
Test Belbina określa role w zespole. Jest ich dziewięć. Nigdy nie jest tak, że mamy tylko jedną. Każdy z nas ma ich kilka, ale jest jedna najsilniejsza, dominująca. Na podstawie uzyskanych wyników testu osobom pełniącym konkretną rolę zleca się wybrane dla nich zadania i komunikuje się z nimi w określony sposób. Bardzo fajne, korzystne i wnikliwe narzędzie, ale wprowadzenie go w organizacji wymaga bardzo dużo dyscypliny, zwłaszcza po stronie zarządzających. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, idźcie do źródła – Meredith Belbin Team Roles at Work (w Polsce „Twoja rola w zespole”).
Kolejne narzędzie to analiza Extended Disc. Jest to system, który oparto na behawiorystycznej teorii Carla Gustava Junga z lat 20stych XX wieku. Pierwszy krok w tym narzędziu narzuca nam test badający zachowania, preferencje, schematy myślowe. Jego wyniki są nanoszone na specjalną siatkę w postaci szlifowanego diamentu, którego każda ćwiartka ma konkretną charakterystykę. Można zbadać samego siebie, ale również na diament „nanieść” każdego z członków zespołu i sprawdzić, w jaki sposób następuje między nimi interakcja. Będąc badaną wiele lat temu, wyszło mi, że najlepiej byłoby, gdybym była asystentką mojej przełożonej :)
Test Gallupa, to ostatnie z narzędzi badawczych, z którymi miałam styczność. Wynik tego badania zależy w dużej mierze od nas samych i od tego, jak dobrze znamy siebie. Test Gallupa był dla mnie wyjątkowym narzędziem pozwalającym spojrzeć w głąb siebie i odkryć moje talenty – najbardziej dominujące cechy osobowości i wykorzystać je do efektywnej pracy oraz rozwoju. Test jest płatny, a więcej informacji można uzyskać tutaj
O ile pierwsze dwa testy były wykonane po to, aby zamknąć mnie w jakiejś zespołowej szufladzie, o tyle Gallup pozwolił mi na uświadomienie sobie, co ja tak naprawdę robię w zespole. Pomógł mi zrozumieć dlaczego zachowuję się tak, a nie inaczej i mam takie, a nie inne wyniki. Odpowiedź była prosta – bo taka jestem.
Człowiek jest tylko człowiekiem
Nie mogę jednoznacznie stwierdzić, które podejście jest lepsze i czy w ogóle możemy mówić o tym w takich kategoriach. Ale wiem jedno - w zespołach dużą rolę odgrywają też nasze odczucia, emocje, dążenia, lęki i kompleksy. To właśnie stąd bierze się niezdrowa rywalizacja pomiędzy członkami zespołów i poszczególnymi zespołami. W firmach, w których pracowałam, zawsze działy tworzyły podziały. Oni kontra my. A najsmutniejsze było to, że absolutnie wszędzie, przy większej porażce nie zaczynało się od analizy tego, co nie zadziałało właściwie i co można zrobić, aby to nie zdarzało się w przyszłości, ale od szukania winnego. Do tego można dołożyć niespełnione ambicje i lęk przed wychodzeniem poza swoją strefę komfortu (czyli często powierzchnię własnego biurka) oraz przed jakąkolwiek zmianą. I jeszcze, idąc dalej, personalne preferencje oraz uprzedzenia. Reguła, nie musimy się lubić, żeby ze sobą pracować, ale musimy się szanować, nie zawsze działała.
Zespół to taki organizm jak rodzina
Tak, i czasem z poszczególnymi członkami najlepiej się wychodzi na zdjęciu, zgodnie z przysłowiem. Każdy broni swojego terytorium, swoich spraw, interesów. Nawet między rodzeństwem jest rywalizacja, żale, pretensje, a mobilizacja sił następuje w momencie sytuacji podbramkowej (albo i nie). W wielu małżeństwach, które znam, jest ciągła walka o wolny czas i „strefy wpływów”, podział obowiązków (samo się nie zrobi przecież, a wszyscy są zmęczeni), gdzie każdy walczy o siebie. A przecież i w zespole i w rodzinie powinno się razem, wspólnymi siłami, bo koniec końców, czy tego chcemy czy nie - gramy do jednej bramki.
Niech każdy z nas robi to, co lubi i potrafi najlepiej
Więc zamiast tracić czas i życie na bezsensowny opór, wojny podjazdowe itd. niech każdy z nas pomyśli (lub zbada) to, co lubi oraz potrafi robić najlepiej, a potem to robi. Brzmi ten wniosek jak rada z “Chłopaki nie płaczą”, ale cóż - tak jak na wstępie zaznaczyłam niekiedy powszechność i oczywistość mimo wszystko przynosi trudności w stosowaniu ;)
Z własnego doświadczenia wiem, że współpraca wychodzi najlepiej wtedy, kiedy robimy to co lubimy i w czym jesteśmy najlepsi, co robimy z lekkością, przyjemnością, bez wysiłku, w swoim własnym tempie, kiedy mamy otwarte głowy i nie boimy się ryzyka. To naprawdę pozwala cieszyć się spokojem umysłu, odnajdywać przestrzeń na inne, nowe rzeczy, łapać oddech. Życzę Wam tego z całego serca, bo mimo, że jest to takie oczywiste i wiadome, to niestety wciąż zbyt rzadko spotykane w codzienności.
Pozdrawiam
Ewelina Adamczuk